poniedziałek, 26 lipca 2010

Przygody młodego emigranta...

Witajcie.

W dzisiejszym programie opiszemy Wam pokrótce, jak wygląda lot do USA, czego się spodziewać, a czego nie - a i tak Wam się przydarzy.

Zacznę od początku. A na początku był samolot, konkretnie boeing 767 naszego narodowego przewoźnika. Nie to, żebym wyszedł na burżuja, ale w Lufthasnie czy w KLM czuję się jakby nieco pewniejszy. Mam w pamięci moją pierwszą wizytę w USA na przełomie lat 1999 i 2000 i boeinga 757. Po tym locie zdecydowanie uprzedziłem się do latania. Potem trochę mi przeszło, aż do połowy lipca 2010, kiedy to leciałem do Chicago.

LOT raczej nie bryluje w połączeniach transoceanicznych, wyjątek robią jedynie dla lotów na Greenpoint i do Jackowa. Dla niepoznaki nazwali to Nowy Jork i Chicago, ale wszyscy wiedzą, o co chodzi. Tak więc leciałem sobie nieszczęsnym 767 do Jackowa, doświadczając licznych udogodnień, na przykład podłego żarcia i ekstra płatnego alkoholu. Jedynym jasnym punktem programu było to, że zamiast zapowiadanego filmu "Dorwać byłą" puścili "Jak wytresować smoka". Największą atrakcją były jednak turbulencje. Mawiają, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz - nie pozostaje nic, jak tylko całkowicie się zgodzić - mając wiedzę o konsekwencjach turbulencji i jednocześnie widząc, jak dzielny Wielki Stalowy Ptak macha skrzydłami żałowałem, że nie naćpałem się czymś przed startem tak, by obudzić się na lotnisku u celu.

W każdym razie po lądowaniu z ulgą uświadomiłem sobie, że nie muszę wsiadać do tego ustrojstwa przez najbliższy czas (jednocześnie przerażeniem napawa mnie fakt, że moi rodzice będą lecieć do mnie tym samym samolotem - kiepski to sposób na zostanie sierotą, prawda?). Jednak perspektywa zostania ofiarą katastrofy lotniczej była tylko miłą przygrywką do tego, co miało stać się potem na lotnisku. po odstaniu w kolejce jakiejś godziny, przyszła wreszcie pora na spotkanie z pogranicznikiem. Pan pogranicznik był dla mnie bardzo miły do momentu, gdy dowiedział się, że nie mam formularza I-20. Tutaj winny jestem kilka słów wyjaśnienia, czym ów formularz jest. Otóż jest to dokument ważniejszy - jak się okazuje - niż wiza studencka, a także paszport, w którym owa wiza się znajduje razem wzięte. Jest on także kluczowy dla uzyskania samej wizy. Biorąc pod uwagę, że wizę mam, a formularza nie, zasadnym jest pytanie, jak to możliwe?

Otóż, bardzo prosto - po skompletowaniu niezbędnych dokumentów (zaświadczenia o zarobkach ojca, kilku papierów zawierających te same rubryczki, etc. dziwię się, że zapomnieli o dowodzie na aryjskie pochodzenie, ale to moje szczęście) i wysłaniu ich do Szkoły Prawa, formularz przyszedł do mnie pocztą. Z formularzem w łapie, a także z paroma innymi drukami, poszedłem sobie ładnie do konsulatu, gdzie przeszedłem wyczerpujący wywiad z amerykańskim urzędnikiem. Całe 3 minuty mnie maglował, skubany ;> Potem zabrali mi paszport, który mieli odesłać - wraz z wizą - via DHL do mnie do domu. Paszport przyszedł, wiza jest - pełnia szczęścia, normalnie.

No, nie do końca, jak się okazuje. Otóż I-20 (po tutejszemu: aj tłenty) powinien był być wbity zszywkami do paszportu. A nie był. O tym, że będzie mi potrzebny do czegokolwiek, oprócz uzyskania wizy dowiedziałem się na lotnisku O'Hare w Chicago. Po spędzeniu kolejnych 45 minut w kanciapie pograniczników i kilku rozmowach wpuścili mnie warunkowo do 30 lipca, pod warunkiem przesłania I-20 i dwóch innych jeszcze kwitów, które dostałem, na odpowiedni adres. Po upewnieniu się, że I-20 nie wala się gdzieś po domu (Przypomnij sobie: NA PEWNO go nie wyrzuciłeś?), było pewne, że gdzieś go wcięło. Szybko znalazł się winny - ojciec, zadzwoniwszy do konsulatu w Krakowie dowiedział się, że formularz musiał posiać DHL. Jestem człowiekiem z natury ufnym, ale taka bzdura to już przegięcie - jeśli idzie o Pocztę Polską - OK, zgadzam się, tu wszystko jest możliwe. Ale w ludzi z DHL otwierających przesyłki nad czajnikiem nawet ja nie uwierzę. Nie zmienia to w sumie nic, bo w konsulacie twierdzą, że mojego I-20 nie ma. Zapewne, gdy dzielny personel zorientował się, że go nie wysłał wpadł w popłoch i uczynił rzecz najprostszą - zaprosił formularz na zwiedzanie wnętrza niszczarki. Niestety, wiedza ta nijak mi nie pomaga. Na domiar, z powodów niezależnych ode mnie, a zależnych od uczelni (a to biuro międzynarodowe akurat 15 lipca było zamknięte, a w piątek dowiedziałem, się, że rozumieją mój ból, ale nie mogą mi pomóc, bo osoba odpowiedzialna za prawników nie jest u nich w Evanston, a w samym Chicago, konkretnie dwie przecznice od mego lokum, za to na pociechę powiedzieli mi, że jest tylko w środy), I-20 uzyskałem dopiero 21 lipca. Tego samego dnia, za drobną opłatą $60 wysłałem ją via UPS do Waszyngtonu tak, żeby dostali go na 22 - ego rano. Tracking pokazuje mi, że przesyłkę niby doręczono, ale jest na security i cholera wie, kiedy będzie. Trochę mnie to, przyznam szczerze, niepokoi - amerykańska policja imigracyjna to nie są ludzie, którzy przychodzą do ciebie po to, żeby poczęstować cię cukierkami. Jutro wybiorę się chyba do tutejszego Immigration Office. Ponoć jak się przyjdzie przed 7.00, to można wejść jeszcze tego samego dnia.

Jutro napiszę, jak się to skończyło i jak wyglądały moje inne przygody.

3 komentarze:

  1. Kiedy wsiadam na pokład samolotu przypomina mi się słynna scena z Fight Clubu: http://www.youtube.com/watch?v=KJMtkaY6dlM
    Sąsiad zaś narażony jest na przytoczenie dialogu:
    "- Wiesz dlaczego samoloty wyposażone są w maski z tlenem?
    - Aby można było oddychać?
    - Tlen sprawia, że jesteś na haju. W obliczu katastrofy, bierze się olbrzymie wdechy powietrza. Doznajesz euforii, stajesz się potulny jak baranek. Godzisz się na swój los. To wszystko zostało tu przedstawione. Awaryjne lądowanie na wodzie, prędkość 1000km/h. Brak emocji. Wszyscy są spokojni jak indyjskie krowy."
    Musisz latać ze mną ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się przypomina stary dowcip z rolowaniem paszportu ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. No to dajesz.

    ew.
    - kto to zrobił?
    - ja...
    - pan?!
    - to ja się pytam kto. pytam się! co to jest?
    - to? paszport
    - paszport? to był paszport. był.

    OdpowiedzUsuń