piątek, 15 października 2010

O pożytkach z Internetu, czyli czemu nie lubię Lema

Po zaaplikowaniu sobie kilku butelek specyfiku Liberty Ale (z browaru Anchor - polecam*), zacząłem aplikować sobie jedno z dzieł sowieckiej (czy aby na pewno...?) kinematografii, mianowicie Stałkera Andrieja Tarkowskiego. Niepomny ostrzeżeń rodziców, że film jest upiornie nudny, zainspirowany najnowszym teledyskiem Royksopp pt. The Drug**, zabrałem się za oglądanie. Ale, ale... Skąd tytuł posta? Stąd, że zaczynam doceniać Internet. Mimo trolli, mimo tego, że to wielki śmietnik, to na tym śmietniku znaleźć można perełki. Jak chociażby Stałkera, który w całości (choć w 18 częściach) wisi na YouTube. Właśnie jestem na części 6. Ma pogodną świadomość, że dzięki nieśpiesznemu tempu filmu będę mógł doń wrócić w późniejszej chwili.

Nie wyjaśnia to jednak drugiej części tytułu tego posta, czyli czemu nie lubię Lema? Nie lubię go z prostego powodu, który bliski jest chyba każdemu. Nie lubię czuć się idiotą. A czytając Lema czy Dukaja, niestety, mimo mej (rzekomej) inteligencji tak się właśnie czuję. Mam sporą wiedzę na różne tematy (mam świadków, jak w czerwcu br. prowadziłem ciekawą dyskusję nt. energii Wignera, zatrucia ksenonowego i reaktorów prędkich - ot, tak na przykład***), ale problem zasadza się na tym, że jestem człowiekiem na tyle głupim, by nie rozumieć Lema, a jednocześnie na tyle inteligentnym, by wiedzieć, że go nie rozumiem. Przej##ne, jak w ruskim czołgu.

Swoją drogą, czytaliście Piknik na skraju drogi? Jak Wam się podobał? Według mnie jest nieco przegadany, a świat w nim zrobiony jest z dykty. Co mam na myśli: otóż całe miasto funkcjonuje wg schematu pole, las, woda wieś****, co skutkuje wrażeniem fasadowości świata. Może jednak był to zabieg celowy mający na celu odtworzenie siermięgi powiatowego sowieckiego miasteczka?

Tyle słów Ewangelii na dzisiaj. Idę spać, bo jutro na uczelnię, a liberty z żył musi kiedyś ulecieć.

*z tego samego browaru pochodzi bardzo smaczne ciemne ale Anchor Steam. Jak ktoś będzie w Ułesach i będzie miał okazję, niech kupuje. To bzdura, że nie ma tu dobrych piw. Są świetne, ale trzeba włożyć trochę wysiłku, by je znaleźć.

**dobry utwór, ale klip to przeżycie z rodzaju bad trip. Znajduje się na mojej zupie, proponuję poszukać.

***inspiracja utworem Radioaktivitat Kraftwerk. Też mocna rzecz, zwłaszcza na początku.

****zgaduj - zgadula. Skąd ta fraza? ;>



PS. Słucham właśnie "Equinoxe IV" Jean Michelle Jarre'a. To fascynujące,, jak pięknie potrafią śpiewać maszyny...

PPS. Miło mi powitać na blogu Polkę. Wybacz, że wymieniam Cię dopiero w post scriptum, ale traktuję tę formę jako rodzaj wyciągnięcia poza nawias zwykłego posta. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz