wtorek, 18 stycznia 2011

Takie tam różne

Dzisiaj post w stylu: remanent. Czyli poruszę kilka tematów, które miałem kiedyś już poruszyć, ale jakoś nie było okazji (a tak szczerze - nie chciało mi się).

Rzecz pierwsza - moje przypuszczenia się sprawdziły. Jestem na towarzyskiej pustyni. Nie wiem, co za głupi ##### odpowiadał za diversity naszego programu, ale dał ciała na całej szerokości. Program jest do tego stopnia zróżnicowany, że dzieli się na cztery grupy:

-Azjaci;
-Ameryka Płd. hiszpańskojęzyczna;
-Brazylia;
-błąd pomiaru.

A teraz mały konkurs: w której kategorii znalazł się Piszący Te Słowa? Znasz odpowiedź? Zadzwoń pod nr telefonu 0 - prefiks - 997 i spytaj, czy zastałeś Jolkę. Nagroda przyjedzie błyskawicznie.

A teraz tak bardziej serio: poszedłem na piwo z Jewgienijem i Maksymem (Rosjanin i Ukrainiec) i pogadawszy trochę, doszliśmy z Żenią do wspólnego wniosku (Maksym mało gada; w ogóle jakiś dziwny jest - kto widział Ukraińca, co pije jedno piwo?!), że jesteśmy izolowani. Mało gdzie jesteśmy zapraszani, nikt właściwie nie chce z nami spędzać czasu. Zapewne przyczyną jest fakt, że nie mówimy po hiszpańsku. A potem wchodzi sobie człowiek na facebooka i widzi zdjęcia z imprez, o których nikt mu nie powiedział albo z wyjazdu na narty, na który nie został zaproszony. Skutkuje to sporą zniżką morale. I wk...ia mnie nie pomiernie, bo wychodzi na to, że cały żmudny proces mej socjalizacji ograniczył się tylko do fantastów - w sumie tylko wśród nich ostatnio znajduję ludzi wartych odbycia z nimi jakiejkolwiek rozmowy. Tutaj z kolei zamiłowanie o fantastyki świadczy o infantylności i generalnie byciu podejrzanym indywiduum. Niech będzie i tak. Szkoda trochę, że jestem poza nawiasem życia towarzyskiego, ale może to i lepiej...

... bo imprezy w USA są żałosne, jak Emeryten Party, o którym śpiewali swego czasu Pudelsi. O knajpach już pisałem, więc odsyłam do postu sprzed bodaj dwóch miesięcy. Telewizory, muzyka prosto z MTV i brak parkietu. Więc jak ktoś poczuję chęć do tańca, to tańczy gdzieś między stolikami. Ale tańczy raczej mało osób. A jak już, to się patrzeć nie da - Amerykanki - o Amerykanach będzie później - stoją w kółku rozkraczone, gibają się i ryczą coś w stylu Ejo, ejo Galileo, czy inną szmirę z MTV. Poprzedni raz jak to zobaczyłem, musiałem aż z wrażenia napić się oranżady (bo corona to przecież nie piwo, prawda...?). W skali uciech i radości, USA to jakiś średni Czyściec.

O Amerykanach miałem też pisać. Dziwni to ludzie. Sympatyczni, każdy wyszczerzony, jakby suszył zęby albo nosił plaster z THC (jakby było coś takiego, tobym chyba kupił ze dwa kartony), każdy udaje, że wszystkich lubi, a naprawdę ma wszystkich w d... Nie znajduję niczego nagannego w posiadaniu innych ludzi w głębokim poważaniu, bo mnie samego jakieś dobre 99% mijanych codziennie ludzi tyle samo obchodzi. Irytuje mnie kosmiczna hipokryzja w udawaniu, że jest inaczej. Poza tym są w większości ludźmi strasznie płytkimi i pozbawionymi własnej opinii. Ich ciekawość świata sprowadza się do kilku prostych pytań skwitowanych nieodłącznym "O, to super!" Z dwoma ludźmi udało mi się odbyć sensowną rozmowę: z jakimś studentem politechniki w Dakocie, z którym przez półtorej godziny rozmawiałem o konstrukcji bloków silnikowych i awariach elektrowni atomowych i jakimś gościem z III roku mojego uniwersytetu, który sprawiał wrażenie tutejszej zmutowanej odmiany kolibra prawniczego pospolitego. Poza tym jest to chyba najgorzej ubrany naród, jaki zdarzyło mi się widzieć: obowiązkowym zestawem są spodnie od dresu i walonki*, do tego jakaś bluza z kapturem i bangla. Czasami zamiast dresu są spodnie od pidżamy. Na początku moja reakcja sprowadzała się do prostego O, k...! (bywam dość lapidarny), potem zastąpiło ją smutne pogodzenie z losem i uświadomienie sobie mego znikomego nań wpływu.

Innymi słowy: rok 2011 zaczyna się wyk...cie. I jeszcze za tydzień mi zniżkę w PKP ch... strzeli.


Walonki wyglądają tak:




PS. Żeby nie było za smutno, to jest też parę fajnych rzeczy. Odkrywam ostatnio elektro. Nowa płyta Ladytron świetna, Digitalism bardzo dobry, Justice niezłe, ale szału nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz