czwartek, 19 lipca 2012

Zgodnie z obietnicą, teraz coś o edukacji. Bryndza jest. Właściwie na tym mógłbym poprzestać. Wszystkie szczeble edukacji są wadliwe, każdy na swój własny, jednak nie mniej dolegliwy od pozostałych, sposób. Zacznę od dołu, czyli od szkolnictwa podstawowego.

Na początek małe wyjaśnienie - z racji mocno już zaawansowanego wieku, miałem przyjemność uczęszczać do 8-klasowej podstawówki (z tego miejsca ślę serdeczne podziękowania dla rodziców, że zmajstrowali mnie w porę; jakbym urodził się rok później, byłbym już gimbazą, a tak na szczęście jestem w miarę normalny). Trudno mi powiedzieć cokolwiek o podstawówce m.in. dlatego, że była dawno i była szkołą społeczną. Jedną z zalet było to, że klasy, jak i sama szkoła były niewielkie. Największą zaletą był lepszy kontakt z nauczycielami i np. możliwość dyskusji. Okazało się to niedźwiedzią przysługą w liceum, gdzie za wyrażanie własnego zdania nagrodzono mnie miernym na półrocze z polskiego.

Podstawówka to taka unitarka - urawniłowka. Przyciąć do wzorca i cześć. Indywidualność i kreatywność? Tu jest poważna instytucja i nie ma tu miejsca na takie nowomodne wynalazki. Lepiej wkuwać na blachę baaaaaaardzo potrzebne informacje, jak np. epoki geologiczne.

Potem było liceum zakończone taką dużą klasówką, szumnie nazwaną egzaminem dojrzałości lub maturą. W maturze jedna rzecz jest nad zwyczaj pożyteczna - dają kanapki i czekoladę. Mogliby to wprowadzić na innych klasówkach jak dla mnie. Pozostałych zalet nie stwierdzono.

Ogólniak to ślepa uliczka. Jak się tam wybierzesz, to musisz iśc na studia, bo i tak niczego nie umiesz. Masz baaaaardzo potrzebną wiedzę na temat jak to Mickiewicz wielkim poetą był (mimo że grafoman i kawał ch...a), więcej epok geologicznych, równania drugiego stopnia (dzięki którym straciłem wiarę, że kiedykolwiek pojmę matematykę bardziej zaawansowaną niż tabliczka mnożenia) czy bebechy komórki (takiej z jądrem i mittochondrium, a nie przenośnego telefonu - tu liceum, nie technikum*). Jedyna zaleta liceum to nauka rodzimej historii i literatury, dzięki którym stałem się nihilistą i kosmopolitą, bo zwątpiłem, że mogę mieć cokolwiek wspólnego z tymi XIX-wiecznymi debilami.

Liceum powtarza właściwie błędy podstawówki, czyli ładowanie do głów encyklopedycznej wiedzy przy jednoczesnym rugowaniu krytycznego i samodzielnego myślenia. Po krótkim zapoznaniu się z nową maturą widzę, że te tendencje jeszcze się pogłębiły. Jeszcze raz dziękuję z tego miejsca moim rodzicom, ponieważ zdawanie wspaniałej i nowoczesnej nowej matury z polskiego niechybnie zamiast na studia, zawiodłoby mnie wprost na jakiś poligon.

Ach, czas na studia. Podobno najlepszy okres w życiu. Najlepszy chyba dlatego, że starzy daleko, można po legalu chlać i właściwie jeszcze nie trzeba pracować. Pod względem edukacyjnym - zdecydowanie najgorszy. Najpierw mała uwaga techniczno - fizjologiczna. Przez 12 lat dotychczasowej edukacji przyzwyczaja się człowieka do systemu 45 minut nauki zajęć - 10-15 minut przerwy. Dlatego na studiach miło zrobić trochę organizm w przysłowiowego chu*a i wprowadzić system 90 (w wersji hard core 135) minut zajęć - 15 minut przerwy. Czemu? Bo tak.

Oprócz tego zamiast sprawdzać wiedzę na różne sposoby, jak do tej pory, teraz robi się jeden egzamin. Niesamowicie miarodajne, nie? Nie wiem, jak to wygląda na innych kierunkach i innych uczelniach, na wydziale prawa UJ przyjęło się na większości przedmiotów, że szef ma zawsze rację. Że inni mają inne poglądy i możesz to wykazać? To wypierdalaj do nich na studia, frajerze! Żeby nie było, UJ wielkodusznym jest. Możesz wybierać sobie sam większość przedmiotów na studiach. Że często jest to wybór między dżumą a cholerą (historia nowożytnej adminsitracji vs. prawo rolne, anyone?), to jak na I - II roku studiu masz wiedzieć, co cię interesuje? Nie mówiąc już o tym, że ćwiczenia z przedmiotu X pokrywają się z ćwiczeniami z przedmiotu Y i wykładem z przedmiotu Z. Sorry, wybrałeś tak sobie, to się teraz martw. To już nie jest liceum. Tę frazę zresztą słyszeliśmy na początku bardzo często. W tłumaczeniu znaczy to: odwal się, frajerze, nie chce mi się tłumaczyć.

UJ doskonale przygotowuje też do wykonywania zawodu prawnika. Jak wiemy, proces wygląda tak, że przychodzi do sądu dwóch prawników, a sędzia daje im test wielokrotnego wyboru. Wygrywa ten, kto lepiej rozwiąże. Testy to w ogóle fajna sprawa, ponieważ na egzaminie pozwalają upierdalać duże ilości ludzi łatwo i szybko, a na dodatek wmawiać im potem, że są głupi. Pyszna zabawa! W sumie fascynujące jest, że mimo faktu, iż studenci obecnie studiujący w 100% pochodzą już z nowego, nowomaturowego chowu, osiagają oszałamiający stopień zdawalności rzędu 10%. Oznacza to ca 400 dusz z warunkami. Z przedmiotów obowiązkowych opłata za warunkowe zaliczenie to 440 zł (mogło podrożeć, moje informacje są sprzed 3-4 lat).

  1. Prowadź chujową uczelnię.
  2. Uwalaj ludzi na egzaminach.
  3. ???
  4. Profit!

W grupach ćwiczeniowych ca. 60-osobowych kontakt z wykładowcą jest zerowy. Zresztą wykładowca chyba się z tego cieszy, bo często ma inne rzeczy do roboty, niż dyskutowanie ze studentami.

I tutaj dochodzimy do etapu, gdzie studentów traktuje się gorzej, niż uczniów nauczania początkowego, nie mówiąc już o licealistach. Szczerze mówiąc, po moim rozdyskutowanym liceum (które szkołą jest średnią, ale do której za moich czasów chodzili naprawdę ciekawi ludzie) studia to intelektualna pustynia. Pogłębianie wiedzy na własną rękę jest bez sensu, bo nie mieści się w zakresie testu. Najlepiej potakiwać. Ferment intelektualny to przebrzmiałe pojęcie poprzednich epok, a jeśli myślisz, że ktokolwiek chce cię tutaj czegokolwiek nauczyć, to chyba ci się epoki pomyliły.

Na deser anegdota - pamiętam jak parę lat temu święte oburzenie na forum mojego wydziału wywołał jakiś tam ranking uczelni, gdzie najwyższe miejsce miał WPiA UW. Nie rozumiem oburzenia - co kogo obchodzi, kto jest najlepszą drużyną IV ligi? Czy wypada by studenci zachowywali się jak kibole? Zresztą ponoć kibole też już studiują na UJ...

*Technika to ofiary transformacji. W czasach gdy każdy - nie wiadomo czemu - chce być magistrem zarządzania brakuje wykwalifikowanych techników. Ja, jakbym mógł cofnąć się te 13 lat w przeszłość, zdawałbym do gastronomika.

9 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem tak inteligentna, że zamiast odpowiedz klikam "usuń", po czym zdziwiona, że coś mi wyskoczyło szybko potwierdzam, co by mieć spokój... Tacy jak ja, nie powinni chyba mieć internetu.
    No, ale jednak mają. Pisałam, że rozwinęłam się na ten temat, więc zrobię z tego wpis. I zrobiłam: http://histeryczna.blogspot.com/2012/08/29-kaganiec-oswiaty.html
    Choć szczerze wątpię, że Tobie chce się czytać wypociny takich nieogarniętych człowieków jak ja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, no jak napisałeś, ślimacze ruchy w celu zmiany obecnego stanu rzeczy... A jak się próbuje (np. chce zrobić coś nowego, innego na praktykach, żeby ożywić dzieciaki i żeby samodzielnie pracowały) to bardzo ciężko to przepchnąć, bo oceniają i każą robić tak, jak uczyli ... : /

    Sorry, że tak odrywam od tematu, ale skąd masz to zdjęcie w nagłówku? Bardzo fajnie wygląda.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyjaciel mi zrobił 5 lat temu ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, to jest twoje zdjęcie, w sensie to ty jesteś? Łał, naprawdę fajna fota, i ogólnie fajny pomysł na zdjęcie. No popatrz, a głupie dziewuchy uważają, że przystojny + inteligentny = nie istnieje. Kolejny dowód przeciw na listę.

      To zdjęcie wygląda trochę jak z filmu sprzed X lat. Celowa stylizacja, czy tak niechcący?

      Usuń
  5. Haha, wątpię. A nawet jak już, to i tak nie zobaczę, więc spoko.
    A o to, czy to była celowa stylizacja pytam na poważnie, bo mnie to ciekawi

    OdpowiedzUsuń
  6. Od początku do końca cyfra. A zdjęcie wyszło spontanicznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to macie zdolność do fajnej spontaniczności. Wyszło świetnie. Kumpel powinien zostać fotografem a ty modelem :)

      Usuń